Polskie Stowarzyszenie Czterokołowców - ATV Polska - Forum - Zobacz temat - Rainforest Challenge 2008
Reklama1
Zobacz posty bez odpowiedzi | Zobacz aktywne tematy Obecny czas: 09.05.2024 16:20



Odpowiedz  [ 31 posty(ów) ]  Idź do strony 1, 2, 3  Następna
Rainforest Challenge 2008 
Autor Wiadomość
Awatar użytkownika

Rejestracja: 09.12.2004 00:44
Posty: 4145
Miejscowość: Warszawa
Quad: XXc
PostWysłany: 19.09.2008 21:18 
Rainforest Challenge 2008
Wszyscy ostatnio emocjonują się Dakarem w Ameryce południowej , tymczasem mocna ekipa szykuje się na prawdziwe zmagania w terenie - w malezyjskiej dżungli , która w ubiegłym roku pokazała, że nigdy nie można przewidzieć co się będzie działo.

Mamy tam swoich przedstawicieli, pierwszy raz w historii rajdu wystartują quady a na nich zawodnicy z Polski:

Mariusz Kulak na Hondzie Rincon 680
Rafał Wójciński równiez na Hondzie TRX 680

oprócz nich jedzie całkiem spora ilość samochodowej elity:

Darek Luberda i Wojciech Borowy zamiast Szymka Polaka
Marek Adamczyk/ Grzegorz Bogusz - LR Tomcat
Zbigniew Popielarczyk/ Andrzej Derengowski - VOLVO Laplander
Rafał Trwoga/ Arkaiusz Najder - Toyota LC - Carolina Team
Rafał Ciepły i Grzegorz Pamrok
Małżeństwo Janaszków

oraz duża ekipa dziennikarzy:

Arkadiusz Kwiecień
Grzegorz Surowiec
Maciej Chomicz
Bogumiła Płóciennik
Danuta Kozioł

Image

_________________
„Najlepszą modyfikacją, która poprawia osiągi quada, są umiejętności kierowcy quada"
-------------------------------
www.3fun.pl


 
Profil Facebook Gadu-Gadu

Rejestracja: 01.12.2003 02:22
Posty: 84
PostWysłany: 25.10.2008 20:19 
http://terenowo.pl/NOWO/index.php?optio ... &Itemid=42


 
Profil

Rejestracja: 01.12.2003 02:22
Posty: 84
PostWysłany: 27.10.2008 20:33 
PRZESŁANIE ORGANIZATORA RAINFOREST CHALLANGE 2008

Czego spodziewać się po Rainforest Challenge? Ta impreza jest zupełnie innego rodzaju niż jakakolwiek offroadowa impreza na świecie.

Miejsce, czas i koleżeństwo pomiędzy różnymi narodowościami zjednoczonymi w pasji dla jazdy 4x4. Wyjątkowa grupa poszukiwaczy przygód pogłębiająca swe umiejętności terenowe i przetrwania w wyjątkowym terenie i w niezwykłej porze – monsunowej.!!!



Wybrana Trasa jest inna każdego roku. Szlak wiedzie po istniejących lub nieużywanych oznaczonych traktach, które zwykle nie są szersze od samochodu, a cały rajd jest na łasce Matki Natury. Kiedy pada, to leje!. Rzeki przybierają gwałtownie (zwykle 2-3 metry na godzinę) I to może przejść w poważną powódż. Takie warunki przyczyniają się do przerabiania planu i trasy. Zmiany w roadbooku są tak częste, jak zmienne są warunki klimatyczne. Następstwo zdarzeń może być natychmiastowe. Bądź przygotowany na każdą zmianę. Nawet jeżeli nie dostrzegasz czegoś lub nie wiesz o czymś co się dzieje – bądź spokojny i pewny w każdych okolicznościach. Organizator wykona konieczne zmiany trasy lub przegrupowania, aby rajd nadal trwał. Wszystkie decyzje są podejmowane dla dobra rajdu i ogółu uczestników, nawet jeżeli wydają się niekorzystne dla Twojej załogi. Pamiętaj: jeden za wszystkich – wszyscy za jednego.

Pierwszy dzień akcji – odcinki specjalne na prologu. Zwykle odbywają się w pobliżu miasta, stanowiąc atrakcję dla tłumów kibiców. To trwa do popołudnia następnego dnia, po czym konwój wyjeżdża do obozu w dżungli. W zależności od rodzaju dostępnego terenu, przeszkody są tak wykorzystane, ustawiane, by stworzyć do 6 odcinków specjalnych.

Miejsca załóg po prologu stanowią kolejność startu do pierwszych OS w dżungli. W następnych dniach o kolejności startu decyduje losowanie, aby wyrównać szanse dla wszystkich.

Podczas przejazdu przez dżunglę , odcinki specjalne ustawiane są wszędzie tam, gdzie to jest możliwe. Czasami OS ustawiony podczas rekonesansu, jest zabierany przez dżunglę z powodu naturalnych procesów: erozji, powodzi i lub osunięć ziemi ) Jednakże wszelki wysiłek jest wkładany w wybranie odpowiednich miejsc. Ilość samochodów oraz Matka Natura mają główny wpływ na ilość odcinków specjalnych.


Rajd przebiega dzień po dniu włączając OSy po drodze. Cały konwój przemieszcza się i obozuje co noc w różnych miejscach. W niektórych przypadkach obóz jest zakładany na dwie noce, co daje szansę na rozegranie kilku OS w jednym terenie (łącznie z nocnymi OS).

Na niektóre części trasy wjadą tylko samochody uczestników. Inne samochody, łącznie z wsparciem, mediami – pojadą inną drogą. Zawodnicy i ich wsparcie mogą więc być rozdzieleni na dwie lub kilka nocy – także wszystkie załogi muszą być samowystarczalne w zakresie wyżywienia i potrzeb noclegowych w takim przypadku.

Jako że konwój porusza się po szlaku w dżungli, wiele przeszkód nieuchronnie powoduje kolejki i czekanie na innych. Czas oczekiwania może być jednakże wykorzystany konstruktywnie do poukładania szpeju, sprawdzenia mechanizmów, a nawet do nadrobienia snu czy wyżywienia. Czasami pogoda sieje spustoszenie nawet na „bezpiecznych” czy powrotnych drogach, więc bądź przygotowany na wszystko. Żadne plany nie sa niezawodne, nie ma żadnej gwarancji bezpiecznego przejazdu wszędzie –spożytkuj więc dobrze dla siebie ten czas oczekiwania.

Na trasie będą zaplanowane miejsca obozowisk. Zwykle opuszczone miejsca wycinek. Kiedykolwiek jest to możliwe obozowiska sa usytuowane w pobliżu rzek I strumieni, dających możliwość zmycia błota. ALE jeżeli pogoda wpłynie na przebieg trasy, może być konieczne obozowanie na trasie. W takich sytuacjach Dyrektor podejmie decyzję kiedy i gdzie będziemy obozować.

Rajd jest ciężki dla samochodów. Błoto i piach dostają się wszędzie, zaklejając chłodnice, naruszając alternatory, rozruszniki i niszcząc klocki hamulcowe. Sprawdzaj proszę swój samochód przy każdej możliwości.

Naturalne warunki w dżungli mogą osłabiać uczestników. Wysoka temperatura, wilgotność, wszechobecna wilgoć, komary, muszki, pijawki i obciążenie walką - zbierają swoje żniwo.



Żeby pozyskać najwięcej ze swojego uczestnictwa, musisz przyjechać z dobrym samopoczuciem i z właściwym nastawieniem.

Jeżeli jesteś psychicznie i fizycznie przygotowany na najgorsze – spodoba ci się to doświadczenie.



Bądż przezorny, Rainforest Challenge nie jest dla zatrwożonych (takich co mają Trwogę w sercu).

Naczelna zasada Matki Natury: szanuj prawa dżungli, gdy realizujesz swoje zamiłowanie do 4x4.


 
Profil

Rejestracja: 01.12.2003 02:22
Posty: 84
PostWysłany: 27.10.2008 20:51 
http://www.polandtrophy.pl/RFC/viewpage.php?page_id=1


 
Profil

Rejestracja: 01.12.2003 02:22
Posty: 84
PostWysłany: 27.10.2008 23:29 
Program ramowy RFC 2008
Jak zaznacza Organizator wszystko się może zmienić, natomiast plan ogólny wygląda następująco:
Etap 1
Pierwszy etap od 5 do 9 grudnia z Awana Kijal do Pasir Raja (Hulu Dungun).
5 grudnia – otwarcie i prolog.
Prolog zakończy się 6 grudnia późnym popołudniem. Tankowanie przed wjazdem do dżungli. Pełny bak i 2 kanistry paliwa w każdym samochodzie powinny być wystarczające. Przejeżdżamy konwojem do obozu nr 1.
7-8 grudnia – odcinki specjalne w dżungli z powrotami do obozu nr 1
9 grudnia – przegrupowanie w obozie nr 1 i koniec etapu 1.

Etap 2
Rozpocznie się 9 grudnia przejazdem do miasta Kuala Berang. Jedziemy przez rzekę Sg Kelamin, ale jeżeli poziom wody będzie za wysoki zawracamy i jedziemy drogami polnymi do Kuala Berang.
Ta rzeka słynie z szybkiego „przybierania”, ale jak przestaje padać - równie szybko opada (czego jednak nie możemy zapewnić - tak jak w ubiegłym roku)
Po przyjeździe do Kuala Berang późnym popołudniem lub wieczorem nastąpi tankowanie, zakupy, przegrupowanie i wyjazd do obozu SG Kiertah na noc.
10 grudnia – odcinki specjalne przy obozie.
11 grudnia - trasa do „Wzgórza bez odwrotu” (Marek zna to wzgórze) i potem do Hakka Junction (granica pomiędzy regionem Kelantan i Terengganu). Ta część trasy jest najbardziej stroma, żmudna. Po osiągnięciu wzgórza powinniśmy rozpocząć nasz niedokończony w ubiegłym roku szlak, skąd zawróciły nas monsunowe deszcze. To jest miejsce skąd wszyscy zawróciliśmy. Uczestnicy zaczną stąd zjeżdżać do SG Pelaggong i rozpoczną wspinaczkę na górę Terminator. To znowu będzie trasa na której wszyscy sobie pomagają, żeby przejechać.
Do 13 grudnia wszyscy powinni dojechać do Sg Puah, gdzie nastąpi przegrupowanie i zostaną rozegrane Odcinki Specjalne - jeżeli pozwoli na to czas.
14 grudnia w południe powinniśmy wyjechać do z Sg Puah do Kuala Teregganu na „plażowy finał” i tam też zakończenie.


 
Profil

Rejestracja: 01.12.2003 02:22
Posty: 84
PostWysłany: 28.10.2008 20:41 
mała poprawka

http://www.polandtrophy.pl/RFC/viewpage.php?page_id=7


 
Profil
Awatar użytkownika

Rejestracja: 26.03.2006 20:28
Posty: 35
Miejscowość: Płock
Quad: Honda Rincon 680
PostWysłany: 30.11.2008 00:39 
Mariusz Kulak Polska....!!!!

_________________
Nie ważna jest temperatura powietrza, lecz temperatura wody...


 
Profil
Prezes ATV Polska & Sędzia PZM & Administrator Forum
Awatar użytkownika

Rejestracja: 17.11.2003 10:03
Posty: 5575
Miejscowość: ATV Polska, Kraków
Imię: Dorota
PostWysłany: 02.12.2008 15:32 
To już za trzy dni! Mariusz, trzymamy mocno kciuki za Was ! I czekamy na relacje.

Zdjęcia z przygotowań do rajdu można zobaczyć na terenowo.pl.
A jako, że właściciel tej strony, Arek Kwiecień, jedzie na RC jako dziennikarz to możemy spodziewać się wkrótce na jego stronce smakowitych zdjęć z rajdu :D.


 
Profil Facebook WWW
Prezes ATV Polska & Sędzia PZM & Administrator Forum
Awatar użytkownika

Rejestracja: 17.11.2003 10:03
Posty: 5575
Miejscowość: ATV Polska, Kraków
Imię: Dorota
PostWysłany: 04.12.2008 10:25 
A więc zaczęło się. Cała polska ekipa dotarła już do Malezji, auta i quady odebrane z portu, humory dopisują, choć temperatura nie schodzi poniżej 30 stopni (nawet w nocy), a co jakiś czas za oknami przechodzi potężna ulewa. W Terrenganu, gdzie będzie się odbywała tegoroczne edycja Rainforest Challenge, podobno leje już od tygodni, a prognozy pogody wcale nie wyglądają optymistycznie...

We wtorek już wszyscy polscy zawodnicy zameldowali się w Kuala Lumpur, a niektórzy nawet zdążyli poznać uroki nocnego życia miasta, które nigdy nie kładzie się spać. Nawet ciemną nocą panuje tu spory ruch, w knajpach i na ulicznych straganach nieustannie przyrządzane są tutejsze specjały (ich zapach bywa lekko odurzający), w klubach zwłaszcza cudzoziemcy bawią się do upadłego, nawet wieże bliźniaczych Petronas Towers, choć z wygaszonymi już światłami, wciąż dumnie pobłyskują na tle nieba.

Termin rozpoczęcia się Rainforest Challenge zbliża się jednak nieubłaganie. We wtorkowy poranek większość polskiej ekipy ruszyła do portu, aby po wielu tygodniach rozłąki nareszcie zobaczyć swoje auta. Wszystkie czekały nienaruszone w kontenerach – czasem nie chciały zapalić, bo paliwo wyparowało, u Ambrozji zeszło powietrze z koła, ale generalnie większych niespodzianek nie było. Najdłużej trzeba było czekać na Range Rovera Marka i Agnieszki Janaszkiewiczów, który za skarby nie chciał odpalić, choć teoretycznie w jego baku powinno być ponad 50 litrów paliwa. Nawet dolewka dodatkowych 30 litrów nie pomogła. Dopiero gdy auto zostało zalane pod korek na stacji benzynowej, silnik zgodził się współpracować. Gąbka, którym jest wypełniony zbiornika paliwa Range Rovera, okazała się naprawdę chłonna...

Po południu, gdy auta dotarły na lawecie pod hotel, natychmiast trafiły na badania techniczne. Dziś jeszcze nie było tłoku, jutro ma być już znacznie gorzej.

Sędziowie nie byli zanadto skrupulatni, przymykając oko, a to na brak kierunkowskazów, a to klaksonu. W dżungli rzeczy te będą raczej zbędne... Dokładnie jednak badali wyposażenie pojazdów pod względem bezpieczeństwa załogi – kaski, podstawowe części zamienne to absolutny obowiązek.

Zdziwienie ich wywołał fakt, że wszystkie nasze pojazdy zgłoszone są jako auta zawodników. „Osiołek” Zibiego i Deresia na ściganta raczej nie wygląda, ale parkując obok ubiegłorocznego zwycięzcy, prezentował się całkiem okazale.

Środa to dzień badań, rejestracji i opłat. We czwartek z samego rana ruszymy w kierunku dżungli Terrenganu – póki co zawodnicy jeszcze w autobusach, a samochody i quady na lawetach. Lepiej oszczędzać jeszcze siły...

Prosto z Kuala Lumpur relacjonuje Arek Kwiecień. Więcej informacji oraz fotki na TERENOWO.PL


 
Profil Facebook WWW
Prezes ATV Polska & Sędzia PZM & Administrator Forum
Awatar użytkownika

Rejestracja: 17.11.2003 10:03
Posty: 5575
Miejscowość: ATV Polska, Kraków
Imię: Dorota
PostWysłany: 08.12.2008 13:02 
Ciąg dalszy...

Image

Prolog rajdu Rainforest Challenge to bynajmniej nie dwuminutowa przejażdżka wokół trzepaka, ale prawdziwa dwudniowa walka, która odbywa się na (aż) dziesięciu oeasach. Warto się do niej przyłożyć, bo zwykle jest to blisko połowa wszystkich odcinków specjalnych, jakie są rozgrywane w czasie tego rajdu. Nie licząc oczywiście przeprawy przez dżunglę i pojedynki z różnorakimi Terminatorami i Predatorami, które zbliżają się już wielkimi krokami.

Upojna noc z czwartku na piątek i celebracja N-tych urodzin Grześka Bogusza, zakończyły wymagające przygotowania do rajdu. W piątek trzeba było wreszcie zabrać się na poważnie do roboty. Po oficjalnym otwarciu (już chyba ostatecznym) w centrum miasteczka, obok którego mieszkamy, przywitaniu wszystkich przez burmistrza, zaliczeniu obowiązkowej dawki ukulturalniającej (śpiewy i tańce w wykonaniu tutejszego Mazowsza) i oczywiście tradycyjnej paradzie przez miasto, załogi churmem przejechały na prolog. W odróżnieniu od ubiegłego roku, kiedy to większość oesów wyznaczona była raczej w terenie płaskim, tym razem jednak znacząca liczba przeszkód była z gatunku górzystych. Blokady i dobra, mechaniczna wyciągarka były absolutnie niezbędne.

Oczywiście nikomu nie udało się wystartować na wszystkich oesach. Na starcie każdego z nich ustawiały się minikolejki, ale rzecz odbywała się w miarę sprawnie. O ile oczywiście jakiś maruder nie zaklinował się na środku trasy do czasu aż minął wyznaczony dla niego limit czasu. Wtedy do akcji wkraczała najczęściej koparka, brutalnie oswabadzając go z opresji. Pięciominutowa ulewa dała nam dzisiaj przedsmak tego, co może nas jeszcze spotkać i przywołała niezbyt miłe wspomnienia z ubiegłego roku. Natura jednak tylko postraszyła, ale i tak zamieniła w błoto wszystko to, co do tej pory nie było błotem...

Z polskich załóg najlepsze wrażenie wywarł na mnie duet Jacek Ambrozik – Mariusz Borowski. Chłopaki naprawdę udowadniają, że potrafią jeździć technicznie, a swoją miniaturową Mają wyprawiają niemal cuda. To dowodzi, że nie zawsze najważniejsza jest moc silnika i mosty portalowe, choć w dżungli to być może Suzuki będzie potrzebowała pomocy od większych kolegów. Dziś radziła sobie znakomicie, jako jedyna wdrapując się niemal na sam szczyt pionowego podjazdu, którego pozostałe załogi nie odważały się zaatakować bez wyciągarki. Ambrozja też musiał z niej skorzystać, ale do pełni szczęścia zabrakło mu dosłownie kilkudziesięciu centymetrów.

Bardzo dobre wrażenie wywierają również nasi jedynacy na quadach (konkurencji nie mają, więc już dziś możemy śmiało stwierdzić, że Polacy na pewno w tym roku znajdą się na pudle Rainforest Challenege:). Zarówno Mariusz, jak i Rafał sprawnie zaliczyli swoje próby, nie podpinając ani razu wyciągarki. Zmaganie się z potężnymi głazami czy błotem kosztowało ich jednak sporo sił.


Ładnie zaprezentowały się dziś również załogi Caroline Team oraz Marek Adamczyk. Rafał Płuciennik i Maurycy Wolny mieli ogromnego pecha – po ciężkiej walce ukończyli najtrudniejszy z oesów (nr 7), ale niestety przekroczyli o minutę limit czasu:( „Siódemkę” jako jedyni z Polaków zaliczyli póki co Marek Adamczyk i Grzesiek Bogusz. Marek miał groźną przygodę – dostał po głowie stalową liną, która urwała się jednemu z jego rywali.

Pierwszy dzień zawodów nie obył się niestety bez strat w sprzęcie Polaków. W UAZ-ie Mirka Kozioła trzeba było podprostowywać drążek kierowniczy. Najbardziej jednak ucierpiał Range Rover Marka i Agnieszki Janaszkiewiczów, w którym urwał się wał napędzający wyciągarkę mechaniczną, przy okazji demolując przy tym obie miski olejowe (silnika i skrzyni biegów). Obecnie (jest już przed północą) trwa reanimacja auta, którą zajmują się bezrobotne jak na razie chłopaki od Ambrozji.

Jutro kolejny dzień zmagań prologowych i nareszcie to, na co wszyscy czekali – pierwszy nocleg w dżungli. Trzymajcie kciuki – jeśli uda nawiązać się łączność satelitarną (mając niemiłe wspomnienia z ubiegłego roku, wolę niczego nie obiecywać:), na Terenowo.pl przeczytacie codzienne relacje z rajdu.

A za oknem od kilku godzin trwa ulewa...


Ostatnio zmieniony przez D.L-G 08.12.2008 13:29, edytowano w sumie 3 razy



 
Profil Facebook WWW
Prezes ATV Polska & Sędzia PZM & Administrator Forum
Awatar użytkownika

Rejestracja: 17.11.2003 10:03
Posty: 5575
Miejscowość: ATV Polska, Kraków
Imię: Dorota
PostWysłany: 08.12.2008 13:18 
...

Jeśli czegoś się obawiałem przed tegorocznym wyjazdem do Malezji, to przede wszystkim powtórki wydarzeń z ubiegłego roku, kiedy to nieustające ulewy najpierw mocno uprzykrzyły życie zawodnikom, a następnie uwięziły ich w dżungli i zmusiły organizatorów do przeprowadzenia ich ewakuacji z zaangażowaniem wojska i służb ratowniczych. Gdy obudziłem się w sobotę i usłyszałem krople deszczu bębniące po parapecie naszego pokoju, wiedziałem już, że spełniły się moje najgorsze przeczucia. Odtąd deszcz leje bez ustanku, a organizator niepomny dramatycznych sytuacji z 2007 roku, wyprawił zawodników w głąb dżungli, gdzie czekają na nich odcinki specjalne.

W sobotę rozegrano jeszcze drugi dzień prologu. Przemoknięci od stóp do głów zawodnicy z dużo mniejszym entuzjazmem niż poprzedniego dnia zmagali się w morzu wody na coraz trudniejszych do pokonania oeasach. Trasa zamieniła się w błotnistą breję, a ogromne kałuże wody zalewały silniki i kabiny pojazdów.
Po zakończeniu prologu chyba nie było takiego, kto by nie chciał powrócić do hotelu i nigdzie więcej się już nie ruszać. Na Rainforest Challenge życie jednak nie jest usłane różami... Po dość czasochłonnej zbiórce wszystkich uczestników imprezy, przy zapadającym zmroku ruszyliśmy w kilkudziesięciokilometrową trasę (z początku asfaltową) na pierwszy camping w dżungli. Deszcz padał nieprzerwanie, po drodze mijaliśmy już podtopione wioski, których mieszkańcy, stojący szpalerem koło drogi, jak widać przyzwyczajeni do wybryków natury, radośnie pozdrawiali zawodników. Przejazd mocno dał się we znaki zwłaszcza Mariuszowi i Rafałowi, którzy nieźle zmarzli, jadąc na quadach.
Już w ciemnościach nocy pod kołami samochodów zachrzęścił kamień zmieszany z czerwonym błotem. Długa kolumna pojazdów powoli zaczęła zagłębiać się w dżungli, poruszając się rozmytą, leśną drogą. Z początku jazda szła nawet sprawnie, ale już pierwsze podjazdy mocno zwolniły tempo. Po godzinie stanęliśmy na dobre. Droga w tym miejscu wspinała się ostro w górę, a w połowie poprzecinana była poprzecznymi rowami wyżłobionymi przez wartką wodę. Zawodnicy nawet dawali sobie radę, choć kilka samochodów na dłużej utknęło w pułapce i musiało ratować się wyciągarkami. Znacznie gorzej było już z wozami prasowymi i organizatorów, które nie mając mocnych silników, na długo blokowały drogę. A wszystko to przy padającym rzęsiście deszczu i zbliżającej się północy...
Chętni do jazdy w głąb dżungli z wolna zaczęli się wykruszać. Jedni wracali w dół drogi do stosunkowo niedalekiej jeszcze cywilizacji, inni rozbijali obozy koło drogi, lub po prostu układali się do snu za kierownicą. Zawodnikom najbardziej zależało na dalszej jeździe - następnego dnia, w niedzielę, koło obozu, do którego mieli dotrzeć, miały być rozegrane odcinki specjalne, które mają znaczący wpływ na końcową klasyfikację rajdu. Polacy w większości podjęli decyzję o dalszej jeździe - za wszelką cenę. Z dżungli na nocleg wycofali się jedynie "Grek" i "Socho", a także ekipa jadąca Toyotą Rafała Trwogi, podejmując decyzję o odłożeniu ataku do rana. Na dół zjechał również Rafał Wójciński, którego rzeczy przewozi auto organizatora. Sam również miałem twardy orzech do zgryzienia - odwrót z dżungli groził utratą kontaktu z naszymi zawodnikami, a z kolei mój wóz prasowy nie zamierzał ryzykować dalszej jazdy... Szybka decyzja - przerzuciłem rzeczy (a mam ich sporo - głównie sprzętu, który nie wiadomo, jak wytrzyma te warunki) na pojemną pakę "Osiołka", czyli półciężarowego Volvo Laplandera "Zibiego" i "Deresia". Niestety na mnie samego nie było już tam miejsca...
Przez chwilę rozważałem szaleńczy pomysł 15-kilometrowego spaceru przez dżunglę do obozu, ale na szczęście zwyciężył we mnie zdrowy rozsądek i zacząłem rozglądać się za okazją. Niedługo - już po chwili miałem obiecane miejsce na zderzaku Suzuki u Ambrozji, ale ostatecznie wybrałem rolę pasażera na quadzie Mariusza Kulaka. Mariusz Borowski zabrał na kolana mój plecak ze sprzętem fotograficznym i ruszyliśmy w drogę!
Z paskudnym podjazdem szybko rozprawiły się Tomcat Marka Adamczyka oraz Volvo, które w imponującym stylu wspięło się na szczyt, nie korzystając przy tym z wyciągarki. Oba auta szybko zniknęły nam z oczu. Znacznie dłużej trwała wspinaczka Discovery - obładowanego po dach wozu wsparcia Ambrozji. Dalej Suzuki, Land Rover i Honda Mariusz Kulaka podążali już wspólnie.
Walka z kilkunastokilometrową trasą trwała do białego rana. Dzielne Discovery z mozołem wspinało się po trasie, ale co rusz zatrzymywało się i rozpoczynała się mordercza walka z wyciągarką i kotwicą w rolach głównych. Najwięcej energii pochłonęła chłopakom rozprawa z zerwanym mostkiem na drodze, a sporo strachu najedliśmy się, gdy tylne koło wpadło do ogromnej wyrwy, która dalej zamieniała się w przepaść.
Gdy nieludzko zmęczeni i ubłoceni dotarliśmy do obozu, nie było na nas suchej nitki. Rozpięcie plandeki między samochodami, rozłożenie kanadyjek (moja pojechała w wozie prasowym, więc upojną noc pędziłem w kubełku "Osiołka":) zajęło wszystkim jednak tylko chwilę.
Do obozu dotarło ostatecznie kilkunastu zawodników i kilka aut organizatora. Deszcz z niewielkimi przerwami pada nieustannie. W niedzielę świętujemy więc dzień święty, głównie wyjadając zapasy i odsypiając zarwaną noc. Zapowiadane na dziś oesy, które miały być rozegrane w płynącej niedaleko rzece, zostały przełożone na jutro. Osobiście raczej wątpię, aby się odbyły... Niezmiernie jestem również ciekaw, ile będzie trwał odwrót. W planie jest bowiem wyjazd z dżungli i dotarcie do nowego obozu, skąd ma nastąpić decydujący atak na osławioną "Strefę Mroku". W obozie znajdują się obecnie RR Janaszkiewiczów, Tomcat Adamczyka, Suzuki Ambrozji, Volvo Popielarczyka, Disco Knyziaka i Honda Kulaka. Rafał Płuciennik również spędził z nami noc, ale niedawno ruszył w drogę powrotną w poszukiwaniu reszty swojego teamu, który utknął gdzieś na trasie. Na chwilę wpadł do nas Rafał - dla quadów rozmyta droga nie jest póki co większym problemem.

Z ostatniej chwili:
Do obozu powrócił Jeep Płuciennika, a wraz z nim przyjechał UAZ Mirka Kozioła, który – jak się okazało – zaliczył „boka” 200 metrów od obozu.
Louis Wee – szef rajdu – powiedział mi, że jeśli opady nie ustaną, prawdopodobnie jutro, czyli w poniedziałek, będziemy starać się powrócić do cywilizacji drogą, którą tu dotarliśmy. Oesy najprawdopodobniej zostaną odwołane, a kontynuowanie jazdy w głąb dżungli byłoby niebezpieczne, ponieważ musielibyśmy przeprawić się przez już wezbraną rzekę. Przeprawa jest jeszcze możliwa, ale mogłoby to się zamienić w drogę bez odwrotu.


Koniecznie zobaczcie fotki na TERENOWO.PL


RFC 2008 – harmonogram

1-3.12 – badania techniczne w Kuala Lumpur
4.12 – przejazd do Awana Kijal
5.12 – start i superoesy Battle Stations
6.12 – kontynuacja Battle Stations; nocą przejazd do obozu Ulu Sg Loh
7-8.12 – odcinki specjalne - Predator
9.12 – przegrupowanie w Kuala Berang, nocą przejazd do obozu Sg Kertiah
10.12 – odcinki specjalne
11-13.12 – przeprawa i oesy: The Hill of No Return, Hakka Junction, Scorpion’s Sting, Eye of the Tiger, Terminator, Twilight Zone
13-14.12 – przegrupowanie, obóz Sg Puah
14.12 – finał na plaży, Kuala Terengganu, ceremonia zakończenia
15.12 – powrót do Kuala Lumpur


 
Profil Facebook WWW
Prezes ATV Polska & Sędzia PZM & Administrator Forum
Awatar użytkownika

Rejestracja: 17.11.2003 10:03
Posty: 5575
Miejscowość: ATV Polska, Kraków
Imię: Dorota
PostWysłany: 10.12.2008 10:10 
Image

Po pierwszym, niezbyt udanym dla nas pojedynku z dżunglą, która zmusiła nas do powrotu do cywilizacji, na początku tygodnia ponownie wdarliśmy się do jej wnętrza, korzystając z faktu, że nareszcie przestało padać. Znajdujemy się obecnie w ostatnim obozie, do którego dotarły jeszcze (choć z trudem) auta organizatora i wozy prasowe. We środę czekają nas dwa odcinki specjalne, po rozegraniu których zanurzymy się w głąb Strefy Mroku. Ile w niej zabawimy - nie wiadomo. Może tylko dwa, a może cztery dni - wszystko zależy od kaprysu Natury, która o wszystkim tu decyduje.

Poniedziałkowy odwrót, dzięki Jej przychylności - co oznaczało tylko niewielki deszczyk, a nie ulewę - przebiegł dosyć sprawnie. Jazda w dół nie była aż tak wymagająca, jak wcześniejsze wdrapywanie się pod górkę. Jedynym miejscem, które sprawiło wszystkim problem, był podjazd, który rozbił kolumnę w sobotę. Deszcz spowodował, że utworzyły się ogromne koleiny, a spod błota wychynęły głazy wielkości XXL. Kłopoty ze zjazdem miały quady oraz auta niżej zawieszone. Rosyjski Nissan ściągnął w tym miejscu oponę z felgi, a potem urwał Panharda i przedni wał. Padało nieco mniej, ale wciąż prawie bez ustanku. Mariusz Kulak stwierdził z przekąsem, że najlepszą formą treningu przed takim rajdem nie jest żadna siłownia, jogging czy basen, ale próba przeżycia tygodnia pod... zwykłym prysznicem, gdzie należałoby (próbować) spać, jeść i chodzić. Niegłupia propozycja...:)

Po wyjeździe z dżungli nastąpiła spora dezorganizacja, która zresztą jest specjalnością tegorocznej edycji rajdu. Zawodnicy pojechali w jedną stronę, podczas gdy czekające na nich wozy wsparcia i prasa niczego nieświadome tkwiły w rozbitym niedaleko obozie. Organizatorzy podawali sprzeczne informację, raz twierdząc, że w pobliżu zostaną rozegrane oesy, a innym razem, że przenosimy się do nowego obozu, co możemy uczynić natychmiast lub we wtorek rano. Ostatecznie część prasy i serwisantów (w tym większość Polaków) spakowała się i pojechała we wskazanym kierunku, dokąd podobno udali się również zawodnicy. Atrakcją przejazdu były zwalone na drogę drzewa - efekt nocnej przechadzki słoni, które zaznaczyły swój teren odchodami wielkości arbuzów.

O północy po stu kilkudziesięciu kilometrach jazdy asfaltem, którą przeklinali zwłaszcza zmarznięci na kość Mariusz z Rafałem, dotarliśmy wreszcie w miejsce, gdzie zawodnicy ponownie próbowali wdarcia do dżungli. Jednym już to się udało, inni jeszcze walczyli na długim, błotnistym podjeździe. Przez CB nagle usłyszeliśmy, że w przepaści leży samochód, a w nim ludzie - na szczęście była to tylko półprawda. Jeden z Land Roverów organizatora faktycznie zrolował w dół 30-metrowego zbocza, ale jego załoga wyszła bez szwanku. Wezwany ambulans okazał się więc niepotrzebny. Uspokojeni tą informacją położyliśmy się spać tuż koło drogi, odkładając atak na rano. Deszcz nareszcie przestał padać...

Chyba nareszcie zdobyliśmy przychylność Natury, ponieważ we wtorkowy poranek również nie padało, a - co więcej - zrobiło się ciepło, a czasem nawet zza chmur wyjrzało słońce. Kilkoro zawodników, w tym Jacek Ambrozik i Rafał Wójciński przyjechali do nas z obozu z dżungli z wiadomością, że droga nie jest aż tak trudna. Wozy prasowe natychmiast ustawiły się w kolejce do podjazdu.

Wyciąganie ociężałego Pajero bez blokad (Bogu dzięki za mechaniczną wyciągarkę!) to z pewnością przeżycie, które długo nie zapomnę. Pot (dosłownie!) zalewał mi oczy, a ilości fikołków, które zaliczyłem na błotnistym zboczu, nie jestem nawet w stanie zliczyć. Po czasochłonnej akcji w komplecie dotarliśmy na szczyt podjazdu i ruszyliśmy w kierunku obozu, mijając po drodze nocnego pechowca, który wciąż tkwił na dnie urwiska. Przejazd obfitował zresztą w niezbyt przyjemne widoki na mrożące krew w żyłach przepaści, które zaczynały się pół metra od kół naszych samochodów. Popołudniu dotarliśmy wreszcie do naszych zagubionych zawodników, którzy rozbili obóz nad rzeką (ktoś stwierdził, że niejeden oes w Polsce chciałby oferować takie trudności jak droga wśród naszego biwaku). Radosnym powitaniom nie było końca (np. Dereś z Violą nie wdzieli się od kilku dni)...

We środę w pobliżu rzeki mają być rozegrane dwa odcinki specjalne, po czym auta zawodników wyruszą na pojedynek z osławioną Twilight Zone. Dziennikarze pójdą dalej na piechotę. Wszyscy błogosławimy pojemność naszego Osiołka, który bez sprzeciwu przyjmuje na pakę dodatkowe bagaże. Dziś w nagrodę został udekorowany świątecznymi lampkami i dmuchanym bałwankiem. W obozie są wszyscy nasi zawodnicy (z wyjątkiem Greka i Socho), którzy powoli zaczynają narzekać na brak rywalizacji. W następnych dniach nie powinno już jednak jej zabraknąć.

Text i foto: Arek Kwiecień

_________________
Pozdrawiam, Dorota
Polskie Stowarzyszenie Czterokołowców-ATV Polska
Kontakt: tel. +48 601590301 , [email protected]

Mistrzostwa Polski, Puchar Polski ATV PZM 2018
Facebook ATV Polska - codziennie nowe ciekawostki dla miłośników quadów


 
Profil Facebook WWW

Rejestracja: 11.01.2006 16:02
Posty: 5042
Miejscowość: Warszawa
Quad: G800
PostWysłany: 10.12.2008 10:57 
Image


To chyba entuzjazm ;)

(C)terenowo.pl

_________________
Krzysiek

Z życia forum:
Jeżeli polski rolnik nie ma krowy, a jego sąsiad ma dwie, to ten polski rolnik zamiast robić wszystko aby też mieć dwie krowy - woli żeby sąsiadowi te dwie krowy zdechły.


 
Profil Facebook Gadu-Gadu
Awatar użytkownika

Rejestracja: 09.12.2004 00:44
Posty: 4145
Miejscowość: Warszawa
Quad: XXc
PostWysłany: 10.12.2008 11:43 
Cytuj:
Mariusz Kulak stwierdził z przekąsem, że najlepszą formą treningu przed takim rajdem nie jest żadna siłownia, jogging czy basen, ale próba przeżycia tygodnia pod... zwykłym prysznicem, gdzie należałoby (próbować) spać, jeść i chodzić.


Dobre , he he :)

_________________
„Najlepszą modyfikacją, która poprawia osiągi quada, są umiejętności kierowcy quada"
-------------------------------
www.3fun.pl


 
Profil Facebook Gadu-Gadu
Prezes ATV Polska & Sędzia PZM & Administrator Forum
Awatar użytkownika

Rejestracja: 17.11.2003 10:03
Posty: 5575
Miejscowość: ATV Polska, Kraków
Imię: Dorota
PostWysłany: 11.12.2008 09:27 
Image

Zgodnie z zapowiedziami we środę zawodnicy nareszcie mieli okazję porównać swe siły na odcinkach specjalnych, które rozegrano w sercu dżungli nad rzeką, przy której obozowaliśmy. Miały być dwa oesy, ale ostatecznie odbył się jeszcze trzeci, za sprawą którego gwiazdą imprezy został Grzesiek Bogusz. W czwartek czeka nas gwóźdź specjalny malezyjskiego Rainforest Challenge - przeprawa blisko 50-kilometrową trasą przez Twilight Zone. Pisząc te słowa, siedzę o północy pod rozbitą plandeką, która służy nam do ochrony przed deszczem, twórczą wenę przynosi mi huk płynącej obok rzeki i dźwięki płynące z gęstwiny otaczającej nas dżungli, a intensywne światło księżyca oświeca klawiaturę mego megaodpornego Toughbooka (szkoda że tylko pożyczonego...). Choćby dla tej właśnie chwili warto było według mnie tu przyjechać...

Na środowe oesy zawodnicy długo musieli czekać. Od czasu prologu organizatorzy nie zdołali przeprowadzić żadnego odcinka specjalnego, co mocno wszystkich frustrowało. Bezsporną wpadką Malezyjczyków i współorganizatorów z Australii było odwołanie poniedziałkowych oesów, które czekały już przygotowane na zawodników. Zawiodła komunikacja - w dżungli działa jedynie satelita, a tę chyba ma wyłącznie główny szef rajdu.

Oba dzisiejsze odcinki były bardzo krótkie, ale - trzeba przyznać - również bardzo treściwe. Pierwszy polegał na wjechaniu do wspomnianej już, usianej głazami rzeki, nakręceniu w niej i wyjechaniu po stromym, wyślizganym urwisku między bambusami i nierzadko mocniejszymi od lin wyciągarek - lianami. Drugi sprowadzał się do pionowego uphillu po zabłoconym zboczu, na którym ciężko było nawet ustać na nogach. W wyniku losowania "szczęściarzami", którzy jako pierwsi musieli przecierać obie trasy były obie załogi Caroline Team. Najgorzej na tym wyszedł zwłaszcza Mirek Kozioł, którego UAZ zaplątał się na amen w lianach. Kolejni mieli już bardziej ułatwione zadanie. Najlepsi oba oesy potrafili pokonać bez użycia wyciągarki. Wśród nich byli Jacek Ambrozik i Mariusz Borowski, których Suzuki z gracją i bez wysiłku przeskakiwała po kamieniach i wspinała się po błocie. Ich czasy były niemal identyczne z najlepszymi załogami z Malezji, których potwory pod maskami mają turbodoładowane silniki z Toyoty Supra, jeżdżą na zwolnicach i 36-calowych Simexach.

Nastrój rajdowej sielanki zakłócił na pół godziny intensywny deszcz, dzięki któremu wszyscy przypomnieli sobie, jak dżungla potrafi też być niemiła. Niestety dzisiejsze odcinki zakończyły udział w RFC Tomcata Marka Adamczyka, w którym popsuła się skrzynia biegów. A do "Osiołka" zapasowa się nie zmieściła... Utytułowany kwartet: Adamczyk-Bogusz-Popielarczyk-Derengowski od czwartku będą więc walczyli nie o pokonanie Strefy Mroku, ale o wydostanie "Tomasza" z dżungli...

Mimo że Tomcat może już jeździć wyłącznie przy pomocy elektrycznej wyciągarki, to jednak jego pilot - Grzesiek Bogusz - został bohaterem dodatkowego, trzeciego oesu, który został rozegrany po południu. Tym razem jednak auta poszły w odstawkę, a sprawdzianowi poddano kondycję zawodników, którzy - wymysł godny sadysty lub Pudziana - musieli przeturlać w głębokim błocie dwa kompletne koła na Simexach (po jednym na każdego załoganta) na dystansie około 200 metrów. Niektórzy byli bliscy poddania się już po kilku metrach. W konkurencji tej nie wziął udziału Marek Adamczyk, ale Grzesiek mimo to postanowił pobiegać za dwóch, czym wzbudził ogromne uznanie całej obozowej społeczności, w końcu nieułomków. Na półmetku nie poddał się i wziął się za drugie koło, które z ogromną determinacją doturlał do mety i... nie padł! Jego wynik był na dodatek lepszy od rezultatów niektórych kompletnych załóg! No ale czemu się tu dziwić - ten gość biega w maratonach. Warto dodać, że najbardziej fotogeniczną parę tworzyli Jacek z Mariuszem, którzy przyozdobili głowy gustownymi, różowymi kapelusikami. Widok bezcenny!

W obozie trwa międzynarodowa integracja. Malezyjczycy witają się z nami słowami "Kocham Ojca Rydzyka", a do towarzyskiej ekipy "Osiołka", która również mnie ugościła, wpadają jak na stację benzynową - jego zbiorniki przywiozły tu prawie pół tony paliwa. Oprócz załóg malezyjskich i polskich obóz zamieszkują m.in. Duńczycy (2 Cherokee), Rosjanie, Austriak, Amerykanin, ekipy ze Siri Lanki, Australii, Nowej Zelandii, Chin i paru innych jeszcze państw na świecie.

Jutro wjeżdżamy do Twilight Zone. Ma być bardzo ciężko, organizatorzy podsuwali wszystkim pomysł ominięcia tego etapu zawodów, ale mało kto ich słucha. Z polskich załóg dalej jadą na pewno dwa auta: Ambrozja i Mariusz oraz Doktorowie, a także oba polskie quady. Mirek Kozioł odpuszcza (jego UAZ z silnikiem BRDM-a "nie robi" jednak w dżungli), a Rafał Płuciennik jeszcze się zastanawia (w przednim moście nie ma blokady). Kto nie jest zawodnikiem, musi złapać sobie stopa - ja skwapliwie skorzystałem z propozycji jednego z zaprzyjaźnionych Malezyjczyków, który jest obecnie drugi w "generalce". Może jakoś nie spadnę z jego klatki:)

Text i foto: Arek Kwiecień


 
Profil Facebook WWW
Wyświetl posty z poprzednich:  Sortuj według  
Odpowiedz   [ 31 posty(ów) ]  Idź do strony 1, 2, 3  Następna

Kto jest na forum

Użytkownicy przeglądający to forum: Brak zarejestrowanych użytkowników oraz 7 gości


Nie możesz zakładać nowych tematów na tym forum
Nie możesz odpowiadać w tematach na tym forum
Nie możesz edytować swoich postów na tym forum
Nie możesz usuwać swoich postów na tym forum
Nie możesz dodawać załączników na tym forum

Szukaj:
Powered by phpBB © 2000, 2002, 2005, 2007 phpBB Group.
Forum style created by Pink Floyd Ringtones|Modified by Daniel.